Kapelusz

Kiedy kobieta ma 5 lat
Ogląda się w lustrze i widzi księżniczkę.
Kiedy ma 10 lat
Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka.
Kiedy ma 15 lat
Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę przyrodnią Kopciuszka:
„Mamo, przecież tak nie mogę pójść do szkoły!”
Kiedy ma 20 lat
Ogląda się w lustrze i widzi: „za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”, ale mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 30 lat
Ogląda się w lustrze i widzi: „za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”, ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 40 lat
Ogląda się w lustrze i widzi: „za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste”, ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu.
Kiedy ma 50 lat
Ogląda się w lustrze, mówi: „Jestem sobą” i idzie wszędzie.
Kiedy ma 60 lat
Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi, którzy już nie mogą na siebie spoglądać w lustrze. Wychodzi z domu i zdobywa świat.
Kiedy ma 70 lat
Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności. Wychodzi z domu i cieszy się życiem.
Kiedy ma 80 lat
Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada liliowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość i przyjemność ze świata.
Od dziś zaczynam kolekcjonować kapelusze.

Czytaj dalej

, ,

Kalinka – kobieta biznesu

Kalinka – kobieta dosłownie nieoceniona. Businesswoman wśród pań domu. Niesamowity zmysł kulinarny jak i ogromna wiedza ogrodnicza. To właśnie ona jest praktycznie codziennym gościem w moim domu. Gdyby nie Kalinka prawdopodobnie zasiedziałabym się w końcu w fotelu zajadając serowe chrupki kukurydziane i zwiększając swoją objętość centymetr po centymetrze, aż zakleszczyłabym się w owym siedzisku na dobre. Z pomocą tej wspaniałej kobiety stworzyłyśmy niespotykanie zorganizowany duet. Nie było tygodnia żeby nie przyjechał ktoś z miasta z zapytaniem o conajmniej kilka słoiczków z przetworami. Zdarzały się też zamówienia na ciasta, torty, a nawet wykwintne dania. Okazało się, że zamiast prowadzić spokojne życie, zbudowałyśmy (jak na wiejskie warunki) niemalże firmę i to świetnie prosperującą. Kalinka również nie ukrywa radości z posiadania takiej towarzyszki jak ja. Jej odległa przeszłość nie jest mi znana, jednak wiem, że miała w swoim życiu dwóch mężów. Zrządzeniem losu miała podobne szczęście do mężczyzn jak ja. Ciągłe kłótnie, rozstania, niepowodzenia. Kalinka ma syna z drugiego małżeństwa. Jednakże chłopiec, a właściwie na dzień dzisiejszy poważny młodzieniec wyjechał na drugi koniec kraju na studia i aktualnie mieszka ze swoim ojcem, odwiedza matkę raz na kilka miesięcy.

Z dnia na dzień mam wrażenie, że zyskuję dzięki Kalince coraz więcej wiary w siebie, jestem szczęśliwa, że zyskałam tak wspaniałą przyjaciółkę.

Czytaj dalej

, , ,

Szła Kalinka przez wieś i została na dłużej

Siedzenie w ogródku z rękoma ubabranymi po łokcie w błocie daje mi dużo przyjemności. Codziennie rano chodzę popatrzeć na moje piękne kwiaty, podlewam marchewkę i zbieram to co mi potrzebne, żeby włożyć do gara. Ogródek mam przed domem, od strony drogi. Nie wiem o czym wtedy myślałam, co zrywałam, ale z rutyny wyrwało mnie głośne – Dzień Dobry, Pani to ta z miasta? Ładny ogródek… Następie wymieniła wszystkie nazwy moich kwiatów, rzuciła od niechcenia kilka rad i już miała iść dalej. W ostatniej chwili zaprosiłam ją na kawę. To było pierwszy raz kiedy przekroczyła próg tego domu, od tamtej chwili robi to codziennie. Kalinka - prosta kobieta o dobrym sercu można by było tak o niej powiedzieć, ale największą zaletą Kalinki jest to że ma łeb na karku i jest samotna tak jak ja. Stworzyłyśmy więc układ idealny. Układ polega na sadzeniu, zbieraniu, przetwarzaniu i sprzedaży. Biznes dwóch bab ze wsi. Eko biznes, czyli moje zdolności organizacyjne, zapał do pracy i wkład finansowy plus niezastąpiona Kalinka z nadprzyrodzonymi zdolnościami kulinarnymi, sekretnymi recepturami i dobrą ręką do roślinek. Specjalność tygodnia – marynowana dynia.

Czytaj dalej

, ,

Teraźniejszość? Jest dobrze.. nawet bardzo dobrze

Jedyną słuszną drogą życia jest dla mnie izolacja. Komu potrzebny hałas i zgiełk otoczenia. Wszędzie brud, smród i szum samochodów. Aż od tego głowa pęka. Po kilku latach życia w mieście postanowiłam odpocząć. Nie ma nic lepszego niż spokój, który od czasu do czasu zakłóca mruczenie moich  kocurków, ewentualnie pianie koguta, czy rechot żab.

Od chwili przeprowadzki mija właśnie rok. Czas upływa mi tutaj bardzo powoli, mogę oddawać się swoim nowym pasjom. Do tej pory udało mi się zaaranżować dość okazały ogród z kwiatami. Poświęcam im szczególnie dużo uwagi, bo co mi pozostało…  człowiek w moim wieku potrzebuje dużo ruchu bo inaczej zwiędnie jak zaniedbana roślinka.  Moje pupile zaczynają domagać się wzmożonego zainteresowania i zapewne czegoś do jedzenia, dlatego dalsze opowieści muszą poczekać.

Czytaj dalej

,

Odkryłam w sobie talent do grania… na nerwach.

Moja historia z muzyką zaczęła się od słynnej pierwszej lekcji gry na gitarze. Jak już wspomniałam, zakończyła się ona totalnym kataklizmem. Zakupione po tamtejszym zdarzeniu cymbałki stały się przekleństwem dla mojego brata i matki. Dźwięk brzdękających cymbałów roznosił się po całym domu niemalże całą dobę. To musiało być przepastnie irytujące. Ale jako niesforna dziewczynka nie byłam w stanie zrozumieć reakcji matki, która po tygodniach katowania ów instrumentu pałeczkami i dosłownie wszystkimi kończynami, któregoś dnia po prostu je przede mną ukryła. Po dzień dzisiejszy nie mam pojęcia co się stało z cymbałkami, ale nie odzywałam się do matki przez tydzień. A jak to bywa z dziećmi, szybko zapominają i znajdują sobie inne zajęcie. Mój przypadek był chyba szczególny bo jak na tak swawolną małolatę od tamtej pory zamiast skakać z chłopakami po drzewach i wracać do domu z poobdzieranymi kolanami zamieniłam się w małego aniołka. Tak przynajmniej mawiała moja mama. Tak pozostało do czasu pójścia do szkoły średniej. Wtedy to, już troszkę wyrośniętemu aniołkowi zdarzyło się zrobić kilka diabelskich uczynków. Ale o tym opowiem innym razem…

Czytaj dalej

Nie ufaj facetom, nawet listonoszowi…

…bo niby jak można zaufać człowiekowi, który z uśmiechem na twarzy wręcza Ci koperty pełne wezwań do zapłaty? Nie wiadomo czy cieszy się bo Cię widzi, czy dlatego, że Tobie nie jest do śmiechu. Nigdy nie wiesz co tak naprawdę siedzi mu w głowie…

Mężczyzna to istota, której obecność cieszy praktycznie każdą kobietę, ale brak jego obecności zdecydowanie cieszy bardziej, szczególnie kiedy mamy do czynienia z jednostką wyjątkowo wymagającą. Wieczne marudzenie może doprowadzić do szału nawet najspokojniejszą osobę. Naprawdę ciężko wyprowadzić mnie z równowagi, ale zdarzyło mi się rozbić kilka talerzy z powodu faceta. W takich sytuacjach do wyboru miałam papierosa albo środek uspokajający. Zwykle kończyło się na paczce Marlboro wypalanych nerwowo jeden po drugim. Któregoś dnia miarka się przebrała na tyle, że spakowałam swoje rzeczy i przeprowadziłam się do jakiejś ciemnej klitki w centrum miasta. Jak się okazało moja spontaniczna decyzja zapoczątkowała nowy etap w moim życiu – samotność. Szczerze mówiąc liczyłam, że będzie błagał żebym wróciła, ale on chyba czekał aż zabiorę swoje rzeczy i nigdy więcej nie podwędze mu jego czekoladowych batoników, które chował w schowku na narzędzia i podjadał kiedy tylko mnie nie było w pobliżu. Po kilku nieudanych związkach można się przyzwyczaić do porażek. Ja zaczęłam wypalać dwie paczki fajek dziennie. W tym momencie nie wiem czemu złość na niego obróciłam przeciwko sobie.

Teraz jestem pewna, że nie warto psuć sobie nerwów na szowinistyczne osobniki płci męskiej. Po kilku latach egzystowania w jednopokojowym mieszkanku postanowiłam przenieść się na wieś. Wydałam na to prawie cały życiowy dorobek finansowy, ale była to najlepsza decyzja w moim życiu.

Czytaj dalej

, , , ,

Komu w drogę temu… dom z tarasem

Ostatnie tygodnie w mieście upływały mi przy namiętnym wertowaniu ogłoszeń z nieruchomościami. Kiedy wpadło mi coś w oko łapałam kurtkę, a buty zakładałam w biegu.  Wciskałam je na stopy zwykle na klatce schodowej , a wszystko po to żeby nikt mnie nie ubiegł. Niestety ogłoszenia, często mocno przekolorowane miały z rzeczywistym stanem niewiele wspólnego. Piękne domy okazywały się być rozsypującą się ruiną.  Nie poddawałam się. Moim celem był nieduży dom, najlepiej z balkonem lub tarasem, a do tego kawałek ziemi na ogródek. Po kilkunastu wycieczkach znalazłam wreszcie to czego szukałam.  Na oględzinach na „dzień dobry” zostałam powitana, a raczej zaatakowana przez  dwa przemiłe, śliniące się pieski. Wyszłam z tego bez szwanku, ale ich reakcja kosztowała właściciela obniżenie ceny nieruchomości. W końcu kobiety to najlepsze negocjatorki. Po tym dość zaskakującym przyjęciu zostałam zaproszona do środka. Dom był w bardzo dobrym stanie, panował przyjemny, ciepły klimat, drewniane schody, kominek no i co ważne z tyłu budynku znajdował się przecudny taras  a przed domem idealne miejsce na ogródek. To była jedna z takich okazji jakie robią w dużych marketach, kiedy o świcie, kilka minut od otwarcia sklepu pracownicy wywieszają informację o tym, że brakło asortymentu. Nie mogłam nie skorzystać z takiej szansy. Jeszcze tego samego dnia załatwiliśmy większość formalności. Tydzień później siedziałam już w fotelu, sącząc schłodzone wino, patrząc na płonący ogień w kominku i planując dalszą przyszłość.

Czytaj dalej

, ,

Marzenia bywają zgubne, ale warto je mieć

Praca miała dla mnie zawsze duże znaczenie. Problem w tym, że człowiek młody to i głupiutki, dążył do nieosiągalnych celów, a porażki bolą najbardziej.   Myślałam, że skończę szkołę, znajdę zatrudnienie w zawodzie i zostanę Panią sukcesu. Jak się w moim przypadku okazało, zrobienie kariery wcale nie było mi pisane. Na początek szkoła średnia – jedna z lepszych w mieście, później matura i przyszedł czas na studia. Ogromne chęci, wielkie nadzieje i nagle zostają przekreślone wszystkie moje marzenia. Byłam jedną z dwojga rodzeństwa, miałam starszego brata, on wtedy był już na studiach, wychowywaliśmy się z matką, ojca nawet nie pamiętam.  Poważna choroba matki wywróciła nasze życie do góry nogami. Zdecydowaliśmy z bratem, że on kontynuuje studia, a ja na razie sobie odpuszczę i zaopiekuję się Matulą.  Przegraliśmy długą walkę,  Mama odeszła. Mogłam oczywiście pójść na studia, ale wtedy czasy były inne. Kobieta mając niemalże trzydzieści wiosen myślała już tylko o tym, żeby w końcu założyć rodzinę. Bałam się samotności. Patrząc z perspektywy kolejnych mijających lat  samotność czasami bywa lepszym wyborem.

Czytaj dalej

, , , , , ,

prev posts