Kalinka namówiła mnie na zakupy. Stwierdziła, że siedzimy w tej kuchni ubrane w fartuchy, przypudrowane mąką i wiecznie ubabrane jedzeniem. Spojrzałam w lustro i musiałam jej przyznać rację. Miss garów. Mało tego spojrzałam też do szafy, moja fascynacja kapeluszami przełożyła się na to, że na głowę mam co włożyć, ale z dołem już trochę gorzej. Pojechałyśmy zatem do miasta. Pierwszy sklep, drugi sklep, za krótkie, za duży dekolt, za ciasne, za szerokie, nie ten materiał, nie ten wzór. Kalina zdążyła się obkupić, na mnie patrzyła jak na jakąś wariatkę, bo nic a nic, nie było w stanie spełnić moich oczekiwań. Zrezygnowana i wyczerpana, zła i sfrustrowana, już prawie rzucałam tymi wieszakami, aż w ręce trafiła mi piękna granatowa suknia w grochy w stylu lat 50’. Kobiecie wiele do szczęścia nie potrzeba, wystarczy nowa sukienka. Wieczorem zaprosiłyśmy nasze sąsiadki. Zapracowane, pełne trosk, często doświadczone przez życie, ale przeurocze kobiety pełne optymizmu i spokoju. Obiecałyśmy sobie, że znajdziemy więcej czasu dla siebie i że wykorzystamy go na same babskie przyjemności.
Subskrybuj
Kategorie
- Bez kategorii (14)
- kulinaria (4)
- przeszłość (3)
Archiwa
- Wrzesień 2010 (1)
- Sierpień 2010 (2)
- Lipiec 2010 (3)
- Czerwiec 2010 (2)
- Maj 2010 (3)
- Kwiecień 2010 (2)
- Marzec 2010 (1)
- Kwiecień 2009 (1)
- Marzec 2009 (2)
- Luty 2009 (1)
Brak komentarzy do wpisu "Sukienka w grochy"